Loading color scheme

Jaki jest duchowy sens pandemii?

Jaki jest duchowy sens pandemii? Jak czytać duchowo ten znak czasu?

Ks. prof. Jerzy Szymik, Uniwersytet - Katowice / Gość Niedzielny 16/2021

Do zrozumienia prawdy o życiu potrzeba zarówno wiedzy, rozumu, jak i wiary (fides et ratio). I dlatego ludzie wciąż pytają, czy pandemia to współczesna plaga egipska. Czy to może kara za grzechy? Czy Bóg nie jest wszechmogący, skoro ją dopuścił? Czy nie jest miłosierny? Co chce nam przekazać? A może nas opuścił? Czy On w ogóle istnieje? Itp., itd. To są pytania, które nurtują, a zła odpowiedź – z powodu braku narzędzi wymienionych wyżej – może prowadzić do skutków katastrofalnych w indywidualnym wymiarze duchowym. I dlatego dziwi mnie to dość powszechne wycofanie się Kościoła z prób wyjaśniania duchowego sensu tego, czego dziś doświadczamy. Tym bardziej że historia świata i duchowości pokazuje, iż w czasach kryzysów ludzie są bardziej otwarci na poszukiwanie Boga”.

Wracam do fragmentu mojego tekstu sprzed roku (KAI, 23.03.2020). Odwagi do tego powrotu dodaje mi fakt, że zdania, które zacytuję, nie są moje, ale autorstwa najwybitniejszego teologa przełomu XX i XXI wieku: J. Ratzingera/Benedykta XVI, zaprawionego jak mało kto w diagnozowaniu współczesności i interpretowaniu znaków czasu. Cytat pochodzi z rekolekcji, które – kardynał jeszcze wtedy – wygłosił księżom ruchu Comunione e Liberazione w 1986 roku w Collevalenza, we Włoszech. Ratzinger mówi/pisze tu prawie dokładnie na interesujący nas temat. I to jak mówi/pisze... Posłuchajmy: 

„Roztoczona w Apokalipsie św. Jana wizja historii przedstawia największe możliwe przeciwieństwo wiary w ciągły postęp, jakie tylko można sobie wyobrazić. O ile bieg historii zależy od ludzkich decyzji, jawi się on w tej wizji jako ciągły powrót epizodu budowy wieży Babel. Ludzie próbują wciąż na nowo, za pomocą swoich możliwości technicznych, konstruować most do nieba, czyli o własnych siłach uczynić się Bogiem. Próbują dać człowiekowi ową całkowitą wolność, owo nieograniczone zdrowie, nieograniczoną władzę, jawiącą mu się jako istota boskości, którą chciałoby się sprowadzić z nieosiągalnej wysokości Całkiem-Innego do własnej egzystencji, »przyprowadzić z powrotem«. Te próby, które zawierają ludzkie działanie w historii we wszystkich okresach, opierają się jednak na nieprawdzie, na »nakładaniu prawdzie pęt« [„nakładanie prawdzie pęt” dokonuje się „przez nieprawość”, wyjaśnia św. Paweł, Rz 1,18]: człowiek nie jest Bogiem, lecz jest skończoną i ograniczoną istotą i nie może przez żadną władzę, jakakolwiek by ona nie była, sam siebie uczynić tym, czym nie jest. Dlatego wszystkie te próby muszą, niezależnie od tego, z jakim rozmachem mogą się zaczynać, kończyć się upadkiem: ich podstawa nie daje oparcia.

Apokalipsa zna jednak obok tego jednego czynnika historii – a są nim owe syzyfowe starania sprowadzenia nieba na ziemię – drugą siłę w historii: rękę Boga. Pierwszoplanowo jawi się ona jako karząca, ale Bóg nie stwarza cierpienia i nie chce nędzy swojego stworzenia. Nie jest Bogiem zawistnym. W rzeczywistości ręka ta jest siłą przeciwko mocy budowanego na nieprawdzie, samowyniszczającego działania, która jednakże daje historii nadzieję: ręka Boga przeszkadza człowiekowi w ostatecznej realizacji samozagłady. Bóg nie pozwala na zniszczenie swojego stworzenia. To jest sens Jego działania przy budowie wieży Babel [pomieszanie języków i rozproszenie ludzi] i we wszystkich przytoczonych w Apokalipsie ingerencjach. To, co się tu przedstawia jako boską karę, nie jest sztucznie nałożonym z zewnątrz biczem, lecz urzeczywistnieniem wewnętrznej prawidłowości ludzkiego działania, które przeciwstawia się prawdzie, a tym samym skłania się ku nicości, ku śmierci. »Ręka Boga«, która objawia się w wewnętrznym sprzeciwie istnienia wobec swojej własnej zagłady, uniemożliwia podążanie ku nicości, zanosi z powrotem zabłąkaną owcę na pastwisko istnienia, na pastwisko miłości. Nawet wtedy, gdy to bycie wyjętym z wyszukanego przez siebie krzewu cierniowego i bycie zaniesionym z powrotem sprawia ból, jest jednak aktem naszego zbawienia, wydarzeniem, które daje nam nadzieję. I któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?

W Apokalipsie widać zazębienie między pozornym »pesymizmem« a radykalną nadzieją. I dotyczy to rozległej wizji całości dziejów. Apokalipsa jest bardzo daleka od obietnicy ciągłego postępu; nic też nie wie o jakiejkolwiek możliwości urządzenia samym własnym ludzkim działaniem raz na zawsze szczęśliwej i definitywnej formy społeczeństwa. Mimo to, albo właśnie z powodu tej odmowy wobec irracjonalnych oczekiwań, jest ona księgą nadziei.

Apokalipsa mówi ostatecznie o tym, że ludzka historia, mimo wszelkich okropności, nie zatonie w nocy samozagłady; Bóg nie pozwoli jej wyrwać ze swoich rąk. Boże sądy, wielkie cierpienia, w które ludzkość się zanurza, nie są zagładą, lecz służą ratowaniu ludzkości. Również w czasie »po Auschwitz«, po tragicznych katastrofach historii, Bóg pozostaje Bogiem; pozostaje ze swoją niezniszczalną dobrocią dobry, pozostaje Zbawicielem, w którego rękach niszczące i straszliwe dzieło człowieka zostaje przemienione przez Jego miłość. Człowiek nie jest jedynym aktorem historii i dlatego śmierć nie ma w niej ostatniego słowa. Fakt, że jest tu jeszcze Inny działający, pozostaje jedyną, mocną i pewną kotwicą nadziei, która jest mocniejsza i bardziej realna niż wszelkie okropności świata”.

Tyle Ratzinger. Moje są tu tylko wytłuszczenia i skróty w tekście, także wyjaśnienia w nawiasach, kilka zmian w tłumaczeniu. Całość dostępna w: J. Ratzinger, Wprowadzenie do chrześcijaństwa. Wyznanie – Chrzest – Naśladowanie, Opera omnia t. IV, red. K. Góźdź, M. Górecka, tłum. R. Biel, M. Górecka, Wydawnictwo KUL, Lublin 2017, s. 390–391.

Oto prawdziwa teologia nadziei na każdy czas, także na czas globalnej pandemii. Bo „któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?”